Strony

30 marca 2014

Fløyen - jeden z 7 szczytów wokół Bergen

Obecnie w Bergen panuje piękna słoneczna pogoda, więc tym razem postanowiłam spędzić weekend trochę bardziej aktywnie i wejść na jeden z siedmiu szczytów okalających miasto - Fløyen (399 m n.p.m.). Oczywiście na tą górę można dostać się kolejką w 8 minut, ale widząc wbiegających ludzi, rodziny z wózkami, dzieci, psy, byłoby mi po prostu głupio. Na Fløyen wchodzi się wprost z centrum miasta i prowadzi do niego kilka szlaków. Są one dobrze oznaczone, szerokie i czasami ogrodzone barierkami. Zapraszam Was na kilka zdjęć z sobotniej wyprawy. Mam nadzieję, ze spędziliście ją równie aktywnie.
Fløibanen-kolejka na szczyt

Cała wędrówka odbywa się przez las, spomiędzy którego co jakiś czas można obejrzeć panoramę Bergen. Warto czasem przysiąść też na ławce i rozkoszować się pięknym widokiem.
Na samym szczycie jest taras widokowy, który został zaprojektowany tak, że osoba na wózku inwalidzkim może podjechać bliżej i również cieszyć się z panoramy miasta. Jak widać na zdjęciu, na samej górze jest jednak dużo ludzi. Co chwilę słychać też język polski. Z Fløyen można wybrać się dalej szlakami na sąsiednie szczyty lub po prostu zostać tutaj chwilę, ponieważ dla dzieci dostępny jest plac zabaw (obecnie częściowo w remoncie). Można tutaj zjeść obiad w restauracji czy lody i kawę w sklepikowym ogródku. Sklep oferuje również norweskie pamiątki w postaci swetrów z typowymi dla Skandynawii wzorami lub śmiesznymi figurkami troli. Ceny są podobne jak w mieście. Nikt tutaj nie narzuca dodatkowej marży za to, że sklep jest na szczycie. Zabrałam ze sobą kanapki i wodę, ale i tak na górze nie udało się oprzeć zapachowi kawy i lodom na patyku ;)
Takie małe te domy wydawały się z góry.
Wracając ze szczytu mijałam rodziny z dziećmi, więc trzeba było uważać na naleśniki:

Niestety ludzie nie dbają o to piękne miejsce, więc niestety pod nogami można spotkać też plastikowe butelki, reklamówki, torebki czy chusteczki higieniczne. Szkoda, że tak jest, tym bardziej, iż co chwilę mija się zabawny komunikat:


Nie wiem ile czasu zajęło mi samo wchodzenie. Momentami myślałam, że wyzionę ducha, ale motywacyjnego kopa dostarczał mi mąż i wyprzedzający mnie biegiem staruszkowie...Schodziło się za to bardzo szybki i po fakcie mogę stwierdzić, że już zawsze będę tam wchodzić. Może kiedyś tez wbiegnę. Oczywiście jeśli ktoś przyjeżdża tylko zwiedzić miasto, to nie widzę przeszkód, by wjechać kolejką. Link do Fløibanen, gdzie podane są ceny i godziny otwarcia. Strona oferuje też aktualny widok ze szczytu.
Na koniec bonus w postaci przemarszu uroczych chłopców z orkiestry:

26 marca 2014

VITA - szampon Harmoni

Szamponów wciąż mam kilka, więc staram się nic dodatkowo nie kupować. Najczęściej używam dwóch na zmianę i z różnymi odżywkami. Na początku stycznia moim oczom ukazały się piękne opakowania serii Harmoni dla sklepu VITA i musiałam nabyć choć jeden z nich. Wybrałam szampon w promocyjnej cenie 20kr. Do kupienia jedynie w sieci norweskich sklepów VITA lub poprzez stronę internetową vita.no.

Szampon Harmoni przeznaczony jest do normalnych włosów i do codziennej pielęgnacji. Prowitamina B5 wnika w naskórek i wzmacnia włosy, dodaje blasku i pełni, i sprawia, że ​​włosy stają się grubsze i bardziej miękkie. Moje włosy są obecnie w dobrej kondycji, farbowane, bez rozdwojonych i zniszczonych końcówek. Myję je praktycznie codziennie, czasem wspomagam się suchym szamponem.
O ile opakowanie wygląda ślicznie, to nie jest zbyt funkcjonalne. Jest to butelka z zamknięciem typu "press", które działa topornie. Dobrze, że opakowanie można ścisnąć, ponieważ szampon jest bardzo gęsty. Mam wrażenie, że wszystkie poprzednio używane przeze mnie były rzadkie, a Pat&Rub wręcz przypominał wodę.
Początkowo nie byłam z niego zadowolona, ponieważ ciężko wypłukuje się z włosów. W dodatku po myciu, mimo że włosy były miękkie, wizualnie wyglądały na przyklapnięte, czego nie lubię. Wolę, gdy szampon lub odżywka dodaje objętości, zamiast ją odejmować. Z czasem jednak zauważyłam, że on po prostu nie działa dobrze z odżywką do spłukiwania. Gdy używam Gliss Kur w sprayu, włosy wydają się lżejsze.
Skład prezentuje się tak:
Myślę, że nie do końca spełnia moje oczekiwania, dlatego nie kupię ponownie. Nic więc nie tracicie jeśli nie macie możliwości kupienia tego szamponu. Niestety jak widać moje zakupy często opierają się na opakowaniach a nie na zawartości. Taka już ze mnie sroczka, że lecę na to co ładne. Jak jest z Wami?

23 marca 2014

EOS - pomadka nawilżająca pełna natury

Uwielbiam ją! Mam ochotę wykupić wszystkie wersje EOSów ze sklepów. Dawno już tak mnie nie zachwyciła żadna nawilżająca pomadka. Myślałam, że to co mam w sztyftach Nivea, jest wystarczające. Ale bardzo się myliłam :)
Jajeczko kupione chyba tylko dla opakowania i z powodu promocji okazało się moim zimowym hitem. Razem z pomadką w opakowaniu był jeszcze krem do rąk i próbka żelu do golenia.
Opakowanie EOSa to gruby plastik powleczony różową gumą, który wydaje się ciężki w dłoni. Pomadkę wystarczy odkręcić i posmarować nią usta tyle razy w ciągu dnia ile się potrzebuje. Mnie od razu zachwycił różowy kolor opakowania, później jego kształt, po otwarciu truskawkowy zapach, a na koniec smak i pielęgnacja. Podobno pachnie sorbetem truskawkowym. Według mnie, to jednak czyste truskawki zebrane z ogródka :)
Zazwyczaj pomadki ochronne jeśli ładnie wyglądają, to pachną okropnie. Jeśli ładnie pachną, to smakują gorzkim kremem. Jak dobrze działają, to pachną i smakują okropnie. Ciężko znaleźć produkt, który łączy w sobie wszystkie pozytywne cechy. EOSkowi jednak się udało. To jest po prostu ideał.
Dodatkowo popatrzcie na piękny skład pomadki, w 100% naturalny i w 95% organiczny:
Po nałożeniu go na usta czuje się, że są nawilżone, a nie tylko posmarowane z wierzchu. Nie zostawia warstwy, więc można na niego od razu nałożyć ulubioną kolorową szminkę. Nie sprawdza się jedynie pod pomadką Inglota, która mocno wysusza usta i chyba nic nie jest w stanie jej pokonać (muszą ją Wam kiedyś pokazać).
W tej chwili mój truskawkowy smakołyk jest już w połowie zużyty, więc niedługo dowiem się czy forma tego opakowania jest wygodna do samego końca, bo trochę w to nie wierzę.
Cena w Norwegii za sam balsam, to około 70 kr (35 zł), ale oczywiście od czego są promocje, na których pomadki do ust EOS chodzą za 40-50 kr. Można też się skusić na zestaw, np. 3 różnych smaków lub tak jak mój, z kremem do rąk.
Pisząc tą recenzję, zaczęłam oglądać inne smaki i zamówiłam tym razem EOS o smaku mandarynkowym. Mam nadzieję, że będzie równie pyszny i mocno nawilżający jak jego truskawkowy brat.

20 marca 2014

Biblioteka po norwesku

Książki beletrystyczne w Norwegii są bardzo drogie, ceny w popularnej norweskiej księgarni Norli wahają się od 100 Kr do 400 Kr. Oczywiście na liście bestselerów znajdują się głównie kryminały, które wiele osób tutaj uwielbia. Jednak dzisiaj nie będzie o książkach, ale o bibliotece, która kompletnie mnie zaskoczyła. Część z podanych informacji przyda się bardziej osobom mieszkającym w Norwegii i zastanawiającym się czy warto odwiedzić lokalną bibliotekę.
Przygoda z biblioteką zaczyna się od zapisania. Wystarczy wypełnić formularz na miejscu (do wyboru w języku norweskim lub angielskim), w którym podajemy swoje dane: imię, nazwisko, adres, fødselsnummer oraz email. Pracownik biblioteki wpisze dane do komputera, poprosi o dowód osobisty i wprowadzenie 4 cyfrowego kodu PIN, który będzie później potrzebny przy wypożyczaniu. Od ręki otrzymuje się kartę biblioteczną, która zawiera indywidualny kod kreskowy. Od tego momentu można już wypożyczać. W bibliotece znajdują się nie tylko książki i nie wszystko jest w języku norweskim, jednak najwięcej jest pozycji angielskich. Widuję tutaj także polskie wydania, również nowe z 2013 roku. Dodatkowo jeśli ktoś uczy się języka norweskiego, znajdzie tutaj całe zestawy podręczników wykorzystywanych na kursach oraz ćwiczenia z gramatyki. Nie zawsze jest sens kupować komplety książek na kurs za 1000 kr.
Wypożyczanie książek
Wiecie, co mnie jeszcze urzekło? W budynku biblioteki zaskakująco pięknie pachnie. Nie czuć tutaj kurzu, który pamiętam z wrocławskich bibliotek. W dodatku wszystko działa tutaj bardzo sprawnie i samoobsługowo. Gdy wybierzecie książki z półki, trzeba z nimi podejść do skanera i wybrać na dotykowym monitorze "Utlån". Następnie przyłożyć kod kreskowy z karty bibliotecznej, wpisać indywidualny PIN i podać książki do zeskanowania. Na koniec wybieracie opcję wydrukowania lub wysłania potwierdzenia wypożyczenia na wasz adres email. To wszystko zajmuje 2 minuty . Po tej operacji możecie już cieszyć się wybraną książką i zabrać ją do domu.
W dodatku przy wyjściu z budynku czekają na czytelników biblioteki darmowe reklamówki na książki, które wypożyczyliście. Widać, że zadbano o każdy szczegół.
Dziura w ścianie
Jeszcze szybciej i wygodniej odbywa się zwracanie książek. Zaraz przy wejściu znajdują się dziury w ścianie, w których znajduje się taśma i skaner. Wystarczy położyć tam książkę, która pojedzie za ścianę, a na monitorze wyświetli się informacja, co aktualnie oddajecie. Po zakończeniu zwrotu można wybrać czy chcecie wydrukować potwierdzenie zwrotu danej pozycji. W Norwegii oszczędza się papier, więc stąd te zapytania.
Oczywiście konto biblioteczne można obsługiwać w internecie, zamawiać dane pozycje i dostawać informację o kończącym się terminie wypożyczenia. Jeśli zamówicie wypożyczoną książkę, to po jej zwrocie, otrzymacie sms z informacją, że pozycja na was czeka do odebrania przez tydzień.
Mam nadzieję, ze tym wpisem zachęcę Was, moi norwescy czytelnicy, do zapisania się do biblioteki.

16 marca 2014

Wishlista - wiosna 2014

Lista kosmetyków, o których obecnie marzę pęka w szwach. Nie dosyć, że na blogach często widzę kosmetyki, które chcę mieć, to jeszcze co chwila wychodzą nowe kolekcje. W związku z tym postanowiłam zrobić wishlistę w formie obrazków z produktami, które zamierzam faktycznie kupić w przeciągu 3 miesięcy. Będę szczęśliwa, jeśli uda mi się kupić choć 75% rzeczy z widocznych na moich grafikach. Może nie ma tego dużo, ale większość z nich jest kosztowna, dlatego też nie ma możliwości, bym kupiła wszystko od razu. Zresztą od początku roku ustaliłam sobie miesięczny budżet i na razie się go trzymam. Poza tym samo planowanie i wyczekiwanie odpowiedniego momentu na zakupy jest cudowne.
Jak widzicie na grafikach, marzę głównie o kosmetykach kolorowych i akcesoriach. Natomiast zakupy pielęgnacyjne planuję rzadko, ponieważ potrzeby mojej cery zbyt szybko się zmieniają. Dlatego też kupuję je na bieżąco albo jak trafię na dobrą promocję. Nic tak nie cieszy jak zaoszczędzenie kilku norweskich koron.

Pierwszy obrazek przedstawia:
  1. ZOEVA - zestaw pędzli do makijażu twarzy "Classic face set". Już dawno chciałam kupić pędzle z tej firmy, ale ciągle inne rzeczy stawały na przeszkodzie. Myślę, że dobrym pomysłem będzie taki zestaw, który pozwoli mi zapoznać się z tą firmą.
  2. Laura Mercier - puder transparentny. Przy tłustej skórze, to podstawa. Tym bardziej, że nadchodzą ciepłe dni, a ten produkt matowi skórę na długo. Sprawdzę :)
  3. Lime Crime - baza pod cienie. Wykańczam produkt od Inglot, więc ten będzie następcą. Mam nadzieję, że dzięki niemu cienie nie będą się zbierały w załamaniach.
  4. MAC - pomadka o wykończeniu Lustre " Sweetie" lub "Midimauve". Takie neutralne różowe kolory szminek pozwolą na ich codziennie stosowanie.
  5. Sephora - kredki do oczu, jedną w kolorze "nude", a drugą kolorową. Kredki te nie dosyć, że są tanie, to jeszcze wytrzymałe i w wielu odcieniach.
  6. MAC - Pro Longwear Paint Pot. Myślę, że klasyczny odcień Painterly na początek wystarczy.

Natomiast drugi obrazek przedstawia:
  1. ESSIE - lakier w kolorze "nude". Możliwe, że będzie to "balet slipers". Będzie to mój pierwszy lakier z tej firmy.
  2. ESTEE LAUDER - perfumy Modern Muse. Mają przepiękny zapach, który do mnie idealnie pasuje.
  3. MAC - chcę powiększyć ich grono w mojej toaletce. Zacznę od 159, ponieważ takiego mi najbardziej brakuje.
  4. Auriga si-Nail - odżywka do paznokci. Na Instagramie polecono mi ją w ramach kuracji po odżywce Eveline 8w1. Obecnie używam olejku, ale odżywka też się przyda. Postanowiłam w końcu wzmocnić moją rozdwajającą się płytkę.
  5. MAC - cienie. Mam kilka odcieni na oku, zwłaszcza Club i All that Glitters.
  6. Clarisonic - szczoteczka MIA2. Najdroższe marzenie kosmetyczne w tym zestawieniu, więc mam nadzieję, że okaże się warte zainwestowania.
  7. DIOR - Hydralife BB krem pod oczy. Zbiera same pozytywne opinie, nie wysusza i tuszuje sińce, więc będzie mój.
Jak jest z Wami? Robicie takie Wishlisty czy kupujecie, co popadnie?

14 marca 2014

DIOR Minimizer, czyli baza matująca

Kiedyś baza pod makijaż wydawała się czymś kompletnie zbędnym. W dodatku jeśli już jakąś kupiłam, to podkład zazwyczaj się na niej rolował. Moja przygoda zakończyła się w pewnym momencie na bazie firmy DAX, którą wspominam bardzo źle i zniechęciła mnie do siebie na długo. Jedynie okazjonalnie korzystałam z baz, które miałam w postaci próbek lub gdy ktoś inny wykonywał mi makijaż. Sama nie kupowałam żadnych baz. Jednak czytając blogi zrozumiałam, że dla mojej cery jest to niezbędnik. Najważniejsze, by znaleźć odpowiednią dla siebie. Zachęcona opiniami w internecie, zaczęłam stosować bazy matujące, które mają za zadanie spowolnić wydzielanie sebum w ciągu dnia, na czym najbardziej mi zależy.
W styczniu pojawiła się w sklepach wiosenna kolekcja kosmetyków firmy Christian DIOR, która zachwycała na zdjęciach reklamowych . Udałam się więc do perfumerii, żeby kupić szminkę, błyszczyk lub chociaż róż. Niestety ta limitowana edycja, zarówno w sklepie, jak i na mojej twarzy, nie prezentowała się najlepiej. Pastele nie pasują do mojej urody oraz stają się niewidoczne na twarzy. Niepocieszona zaczęłam rozmawiać z konsultantką o mojej cerze i o tym, że podkłady często ciemnieją w ciągu dnia. Zasugerowała kupno białej tubki Pore Minimizer z tej samej wiosennej kolekcji DIOR Trianon. Jest baza wygładzająco matująca. Jej zadaniem jest wypełnienie rozszerzonych porów skóry i zapewnienie lepszej przyczepności podkładu. 
Oczywiście kupiłam, ponieważ wiadomo, że dobrych kosmetyków nigdy za mało, a ten zapowiadał się obiecująco. Cena jest dyskusyjna, ponieważ baza kosztowała 380 Kr (190 zł). Czy to dużo czy mało, to już kwestia indywidualna. Według mnie to dużo.
DIOR zadbał o każdy szczegół opakowania. Jest tu biała tubka z pompką znaną z podkładów tej firmy. Napisy są w kolorze srebrnym, tak jak skuwka. Majstersztyk :)
Nie używam bazy na całą twarz, tylko stosuję ją na policzki i czoło. By pokryć te miejsca wystarcza porcja z jednej pompki, więc 30 ml kosmetyku będzie ze mną długo. Minimizer jest w formie delikatnego puszystego kremu, który wypełnia rozszerzone pory na skórze, co sprawia, że trzeba się bliżej przyjrzeć, by je dojrzeć. Skóra staje się gładziutka i odświeżona oraz pachnie lekko kwiatkami. Na bazę nakładam bezpośrednio podkład, który dodatkowo pudruję. Te zabiegi sprawiają, że obecnie używany Estee Lauder Double Wear trzyma się od rana do popołudnia. Jednak z matowieniem nie jest tak różowo, ponieważ po około 5 godzinach zaczynam się świecić na czole, więc wtedy ponownie przypudrowuję twarz lub korzystam z bibułek. Na moją skórę nie ma innej rady.
Skład:
Nie zauważyłam, by w trakcie jej stosowania na policzkach czy czole pojawiły się niechciane niespodzianki. Jak widzicie baza nie do końca spełnia założenia producenta. Jednak jej wygląd i działanie sprawiają, że mam ochotę na więcej produktów z DIOR. Nie wiem czemu wcześniej unikałam tej firmy.
W każdym razie ten błąd naprawiłam i w moim domu zagościła niedawno paletka podróżna, szminka, pędzelek do ust i podkład Forever. A co! Niech rodzinka DIOR u mnie rośnie i dostarcza radości!

Macie jakieś ulubione kosmetyki DIOR? Stosujecie bazy pod podkład? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

11 marca 2014

Nadeszły zmiany!

Tak było kiedyś
Wszystko zaczęło się od tego pierwszego, trochę nieśmiałego wpisu 29 maja 2013 roku. Od tamtego pamiętnego dnia wygląd bloga nie zmieniał się za wiele. Próbowałam jedynie dostosować go dla siebie i dla Was. Chciałam, by blog był przejrzysty i bym była z niego dumna. Ustawiałam nowe czcionki, dodawałam i usuwałam różne gadżety, ale wciąż nie było to TO. Z pomocą przyszedł mi mąż, który zaproponował, że zrobi nowy szablon, taki jaki tylko sobie wymarzę. Udało się i z dumą mogę Wam dzisiaj zaprezentować zupełnie nową szatę bloga ByIzis.

Chętnie przeczytam Wasze opinie odnośnie funkcjonalności i wyglądu bloga. Proszę podzielcie się wrażeniami oraz zgłaszajcie, gdyby coś nie działało.

9 marca 2014

Lista wyciskaczy łez

Uwielbiam oglądać filmy, zwłaszcza takie, które pozostają w mojej pamięci na zawsze. Są wśród nich pozycje, których nie da się oglądać bez paczki chusteczek higienicznych i o nich jest dzisiejszy wpis.
1. "Mój przyjaciel Hachiko"
Dramat o psiej wierności. Poznajemy w nim profesora, który wracając pewnego dnia z pracy, spotyka puchatego rozkosznego szczeniaka rasy Akita inu. W miarę upływu czasu zawiązuje się pomiędzy nimi wielka przyjaźń. Każdego dnia Hachiko odprowadza mężczyznę na pociąg i czeka na stacji na jego powrót. Po pewnym czasie profesor umiera, ale pies zachowuje swój rytuał i każdego dnia przez kilka lat wyczekuje powrotu swojego pana. Nie wie, że nie ma już na kogo czekać. Piękny i przejmujący obraz czystej miłości zwierzęcia do człowieka.
2. "Chłopiec w pasiastej piżamie"
Ten film dał mi bardzo dużo do myślenia. Jego akcja rozgrywa się w czasie II Wojny Światowej. Poznajmy dwóch chłopców: Bruno, syna komendanta obozu zagłady oraz Szmula, Żyda będącego więźniem tego obozu. Chłopców dzieli ogrodzenie, ale nie przeszkadza im ono w nawiązaniu przyjaźni. Dla nich nie istnieją podziały społeczne a cały świat wydaje się wielkim placem zabaw. Nie rozumieją tego, co się wokół nich dzieje. Pewnego dnia Bruno przedostaje się do obozu, w którym więźniowie prowadzeni są do komór gazowych i zostaje wzięty za jednego z nich...
3. "Zielona Mila"
Wzruszający film o czarnoskórym więźniu skazanym za zbrodnię, której nie popełnił. Poznajmy go jako człowieka pełnego niezwykłych zdolności, które potrafią wyleczyć nieuleczalne choroby lub przywrócić zmarłego do życia. Film trzyma w ciągłym napięciu i cały czas dzieje się coś ciekawego. Nie sposób się nudzić. Widziałam go kilka razy i za każdym razem nie umiałam się powstrzymać od łez.
4. "Czas na miłość"
Podczas 21 urodzin, bohater dowiaduje się, że może podróżować w czasie, zmieniać swoją przeszłość i wpływać na przyszłość. Dla niego najważniejsze staje się znalezienie Miłości swojego życia. Oczywiście takową znajduje i robi wszystko, by dziewczyna się w nim zakochała. Później śledzimy ich dalsze losy i zmianę jaka zachodzi w bohaterze. Jego dar pozwala mu wracać do wydarzeń z przeszłości i przeżywać je na nowo.
To taki film, w którym na zmianę się płacze lub śmieje. Na pewno nie da się przejść koło niego bez emocji. Jego przesłanie brzmi: Żyj tak, jak gdyby jutra miało nie być i celebruj każdą chwilę.
5. "Nietykalni"
W filmie poznajmy sparaliżowanego milionera, który zatrudnia do pomocy młodego mężczyznę. Każdy z nich pochodzi z innego środowiska i początkowo wydawałoby się, że taka współpraca nie może się udać. Jednak pomiędzy nimi zawiązuje się prawdziwa przyjaźń. Dopiero razem mogą robić wszystko, być nietykalni, a świat przestaje stawiać im granice. Ich przygody dostarczają wielu wrażeń, wywoływały u mnie śmiech i łzy.
6. "Strasznie głośno, niesamowicie blisko"
Dramat opowiadający historię chłopca Oskara, który stracił tatę podczas zamachu na World Trade Center.
Oskar był bardzo związany ze swoim ojcem, razem rozwiązywali zagadki i uczestniczyli w misjach. Po śmierci taty, chłopiec znajduje klucz i próbuje odszukać pasujący do niego zamek. Wierzy, że ojciec zostawił mu go jako wskazówkę w kolejnej misji. Oskar widzi cel i do niego podąża. Przemierza Nowy Jork pieszo, poznaje wiele nowych osób, którym również przydarzyły się tragedie. Film kończy się nieoczekiwanie, a sam klucz faktycznie okazuje się ważny, ale dla kogoś innego.
Pierwszy raz nie dałam rady obejrzeć do końca, po prostu ryczałam jak bóbr i nic nie widziałam przez łzy. Musiałam dojrzeć emocjonalnie do niego.
7. "127 godzin"
To historia o przetrwaniu, o sile ludzkiej woli. Bohaterem jest Aron, który weekendy spędza wśród natury, rozkoszując się adrenaliną. Tym razem nie mówi nikomu, gdzie się wybiera, po prostu zabiera plecak i wychodzi z domu. Jednak jeden błąd sprawia, że zostaje uwięziony w skałach, ponieważ jego ręka zostaje przyciśnięta głazem. Przez ponad 5 dni obserwujemy jak zupełnie sam próbuje przetrwać. Film dla ludzi o mocnych nerwach, ponieważ w pewnym momencie pojawia się scena obcinania ręki nożem kieszonkowym...

Co byście dopisali jeszcze do tej listy? Jakie są według Was najlepsze wyciskacze łez?

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.


7 marca 2014

ADONIA Organics - serum na przebarwienia i niedoskonałości?

ADONIA Organics stworzyła serum, które bez użycia chemicznych kwasów, ma pomóc w walce z przebarwienia i niedoskonałościami na skórze. Są w nim jedynie składniki organiczne i rośliny, z których otrzymuje się je, są hodowane w specjalnych warunkach, które spełniają szereg norm. W związku z tym, że nie zawierają agresywnych chemicznych kwasów nie powinny podrażniać i wysuszać skóry w trakcie kuracji.

Skład Complexion Cotrol serum jest długi, ale faktycznie imponujący i przyjazny dla ludzi. 
Aqua (water), Salix nigra (willow) bark extract, Niacinamide, Sodium Hyaluronate, Allantoin, Crategus monogyna (hawthorn) flower extract, Pelargonium graveolens flower oil (Organic Geranium oil), Citrus medica limonum fruit oil (Organic Lemon oil), Citrus aurantium amara (Organic Petigrain sur fleur) leaf/twig oil, Cumbopogon martini herb extract (Organic Palmarosa), Melaleuca alternifolia leaf oil (Organic Tea tree oil), Thymus vulgaris herb oil (Organic Thyme linalool oil), Citrus aurantifolia oil (Organic lime oil), Rosmarinus officinalis leaf oil (Organic Rosemary Verbenone oil), Pogostemon Cablin oil (Organic Patchouli oil), Santalum album wood oil (Organic wild Sandalwood oil), Lavandula angustifolia (Organic Lavender flower oil), Tanacetum vulgare (Tansy flower oil), Arthemis nobilis flower oil (Organic Chamomile oil), Achillea millefolium oil (Organic Common yarrow oil), Cypressus sempervirens leaf (essential) oil (Organic Blue cypress oil), Dipotassium glycyrrhizate, Zinc adpartate, Dehydroacetic acid.
Mamy tutaj co ciekawsze olejki:
olejek petitgrain (z drzewa pomarańczowego) - destyluje się go z liści. Ma za zadanie wspomóc regulację wydzielania sebum,
olejek cytrynowy - destyluje się go ze skórki dojrzałej cytryny. Działa bakteriobójczo na skórę,
olejek geraniowy - leczy łojotok, trądzik, koi podrażnienia oraz działa bakteriobójczo,
olejek tymiankowy - złożony głównie z tymolu, który działa bakteriobójczo i przeciwgrzybicznie,
olejek lawendowy - przyspiesza procesy gojenia skóry,
olejek rumiankowy - działa przeciwzapalnie, przeciwalergicznie i przeciwbakteryjnie. Wspomaga procesy gojenia, a także koi i łagodzi podrażnienia skóry.
olejek szałwiowy - jego zadanie to oczyszczenie i uspokojenie skóry,
olejek palmarosa - potrafi regulować wydzielanie sebum i jednocześnie nawilżać skórę,
olejek z drzewa herbacianego - ceniony głównie za działanie antyseptyczne.

Gdybyście tak jak ja zmagali się teraz z przebarwieniami na skórze, to widok takich zdjęć przed i po kuracji, też by was zachęcił do kupna, prawda?
źródło
Dodatkowo producent informuje, że badania kliniczne wykazały, iż u 84% ludzi w ciągu 14 dni zaobserwowano zmniejszenie wyprysków i ilości zaskórników. U 90% ludzi zmniejszyły się zaczerwienienia. A jak to było u mnie? Czy warto zapłacić prawie 100 Euro za 15 ml kosmetyku?
Serum przyjechało do mnie zamknięte w tekturowym pudełku w dziwnym kształcie chyba jakiejś greckiej kolumny ( jeśli się mylę, to proszę o informacje). Wewnątrz znajdowała się malutka buteleczka z przydymionego szkła w całości opisana w kolorze czerni i złota. Jest to pompka próżniowa, którą zamyka plastikowy korek. Aż szkoda mi jej wyrzucić mimo, że jest już pusta.
Pompka działa sprawnie, ale serum jest rzadkie, więc wyciskałam na dłoń, by potem wmasować w dane przebarwienie. W moim przypadku wystarczała jedna kropla, ponieważ niedoskonałości skumulowały się na brodzie i linii żuchwy.
Smarowałam się sumiennie tym serum, rano i wieczorem przez dwa i pół tygodnia, ponieważ na tyle starczyło. Liczyłam na efekt wow, że pokażę Wam po zakończeniu kuracji jaką to mam śliczną skórę i że już żaden podkład nie jest mi potrzebny. Z każdym dniem używania tego serum traciłam nadzieję, że coś się stanie. Zmniejszyłam wyczekiwany efekt wow na coś bardziej przyziemnego, choćby lekkie rozjaśnienie przebarwień. Niestety nic z tego. Moja twarz jak wyglądała przed, tak wygląda po 2,5 tygodniu używania serum od ADONIA. Są to najgorzej wydane pieniądze na kosmetyk do pielęgnacji w moim życiu. Całe szczęście, że nabyłam go w wielkiej promocji -70%.
Ciekawostką jest fakt, że dostajemy nawet gwarancję na produkt. Jeśli przez 60 dni nie zadziała, to można dostać zwrot pieniędzy. Więc drodzy czytelnicy, jeśli ktoś jest gotów wesprzeć mnie 4 sztukami serum, tak by starczyło mi na 60 dni, to proszę piszcie. Zaryzykuję!