"Jeździec znikąd" pojawił się w mej głowie odkąd zobaczyłam plakat z Johnnym Deepem i dowiedziałam się, że muzykę skomponował Hans Zimmer. Pewnie kojarzycie soundtrack "Piratów z Karaibów", który też jest jego?
Na szczęście męża nie muszę nakłaniać, do spontanicznego wyjścia wieczorem. Przygotowaliśmy się na długie siedzenie na seansie, ponieważ film trwa aż 2,5 godziny, a do tego dochodzą reklamy (obecnie w Multikinie aż 15 minut!). Nie zamierzam tu pisać recenzji, chcę się podzielić tylko moimi wrażeniami.
Film opowiadał o zemście za wyrządzone krzywdy oraz o ludzkiej zachłanności. Od samego początku "Jeździec znikąd" trzymał w napięciu, wywoływał śmiech widzów i poruszenie, gdy była scena akcji. Sama wiele razy wstrzymywałam oddech, czekając na dalszy ciąg. Oczywiście najlepszą grą aktorską wykazał się Johnny Deep, przebrany w kostium Indianina z martwym ptakiem na głowie. Już samo to ubranie oraz miny aktora i przewracanie czarnymi oczami, okazały się bezcenne.
Dodatkowo muzyka i dźwięk niosły się niesamowicie po sali, słychać było latającą muchę koło ucha albo skrzypiące drzwi za mną. Nie da się tego opisać, ale wiem, że koniecznie trzeba zobaczyć ten film w kinie.
matko, jak dawno w kinie nie byłam.. tutaj nie mam kiedy, bo do miasta nie ma czasu jechać ostatnio.. ale na pewno pójdę w PL za kilka dni jak przylecę na urlop :D
OdpowiedzUsuńTak samo jak Ja ;)
Usuń:) Johnny Deep - ulubieniec mojej siostry, a może nawet sióstr :) do kina się pewnie nie wyrwę, ale może kiedyś w domu zobaczę :)
OdpowiedzUsuń